Ta historia, jak wiele innych, zaczyna się od narodzin. Najpierw na świat przychodzi Ania. Według złośliwych plotek roznoszonych przez nią samą zostaje wypchnięta z ciepłego przytulnego mieszkanka na zwiady przez swoją młodszą siostrę. Gosia cierpliwie czeka w brzuchu na powrót zwiadowczyni. Po dobrych dziesięciu minutach zaczyna się niecierpliwić. Powoli kieruje się do wyjścia przez wąski korytarz. Woła Anię, lecz ta nie odpowiada. Robi się coraz ciaśniej, coraz mniej przyjemnie. Gosia usiłuje zawracać, lecz powrotu nie ma. Jakaś wroga siła wypycha ją z bezpiecznego świata prosto w sidła złożone z białych rąk. Nawet nie chce jej się otworzyć oczu, choć chętnie dowiedziałaby się, o co w tym wszystkim chodzi i gdzie jest jej niesforna siostra. Co jak co, ale Ania mogła ją ostrzec, żeby nie wychodziła. W tym miejscu nie jest przyjemnie. Za dużo przestrzeni, za jasno, za zimno i na dodatek śmierdzi tanią chemią. Fuj.
Opatulają ją w drapiący, ciasny rożek i odkładają do łóżeczka. Zawzięła się: za żadne skarby nie otworzy oczu. Uff, przynajmniej jest trochę cieplej.
Ania w zasadzie też jest zła na siostrę. Jak ona mogła tak ją wypchać! W ciepłym brzuszku było może i ciut przyciasno, ale za to cieplutko i bezpiecznie. Chociaż nie, stanowczo miała dość stópek Gosi wbijających się w jej brzuch lub wpychających się do buzi. Straszna wiercipiętka z tej jej siostry! W tym dziwnym miejscu, w którym się teraz znajduje może i jest zimno, głośno i obco, ale za to można wyciągnąć nóżki i rączki bez ryzyka zostania skopaną przez siostrę.
sprawdzam możliwość komentowania:)
te bajki miały ilustracje….