Pierwsza przeprawa jest zazwyczaj najtrudniejsza. Potem jest już tylko lepiej. Mama Grażyna bierze do siebie obydwie dziewczynki i przytula je. Panuje cisza. Za oknem świeci słońce, ziemia barwi się na przyjście wiosny. Jeszcze delikatnie, ale z uporem. Kiedy dziewczyny wyjdą ze szpitala, wiosna będzie już w pełnym rozkwicie.
Ale to dopiero za dwa tygodnie. Na razie bliźniaczki muszą nabrać sił. Ania otrzymała tylko cztery punkty w skali Apgar, Gosia pięć. Na domiar złego musiały przejść transfuzję krwi. Za dużo tego na jeden dzień życia. Dlatego śpią teraz w bezpiecznym posłaniu z mamy. Grażyna boi się poruszyć, żeby nie przerwać tej cienkiej pajęczyny snu. Nadal nie może wyjść ze zdumienia, że zamiast jednego spodziewanego dziecka, leży właśnie z dwójką tak podobnych do siebie, że gdyby nie bransoletki z imionami na nadgarstkach, nawet ona mogłaby się pomylić… Dobrze że z Markiem wymyślili podwójne imię…