Dalsze dzieje

Prawdę mówiąc nie mam pojęcia, co się działo przez pierwszych kilka lat życia bliźniaczek. Jedynie kilka opowieści i zdjęć. Ania w ślicznych niebieskich śpioszkach na rękach u dumnego taty. Grażyna z włosami splecionymi w dwa warkocze trzymająca na kolanach Gosię. Bliźniaczki leżące obok siebie na brzuszkach, uważnie spoglądające w obiektyw.

Na początku rodzinka mieszka u babci Paulinki, w centrum Białegostoku, przy „rodzinnym” trzecim liceum. Osiem osób na czterdziestu metrach. Ciasno, ale wesoło. Bliźniaczki są bezproblemowymi dziećmi. Bawią się razem w specjalnie przygotowanym dla nich kojcu, mało płaczą i nie wybrzydzają przy jedzeniu. Po prostu wymarzone bobasy.

Zapomniałam wspomnieć, że rodzina nie mieszka w Irysie, lecz w Białymstoku. Niestety to miasto w niczym nie przypomina tamtego uroczego małego miasteczka z alternatywnej historii. Ma co prawda ładny park z dużą ilością starych drzew, ale żadne z nich nie jest tak stare i grube jak dąb – tunel czasoprzestrzenny. Żeby znaleźć takie drzewo, trzeba wyprawić się sto kilometrów za Białystok – do Studzienicznej.

Początek – popłoch w rodzinie

Dziewczynki nie podejrzewały nawet, ile zamieszania narobiły swoim niespodziewanym podwójnym przyjściem na świat. Przede wszystkim nie wiadomo dlaczego lekarze nie umieli ich zliczyć. Niby taka prosta kalkulacja, a jednak…Tatuś bliźniaczek dzwoniąc do szpitala, za każdym razem dowiadywał się czegoś innego. A to że dwie, a to że jedna. Nie, nie, jednak dwie…

Dopiero kiedy zostało ustalone już na 100%, że Grażyna urodziła bliźniaczki, uszczęśliwiony tatuś obdzwonił całą rodzinę. Dziadek Zbyszek po usłyszeniu wiadomości aż usiadł z wrażenia, po czym prosił Marka przynajmniej trzy razy, aby powtórzył mu tę nowinę. Babcie z przerażeniem myślały, w co też wnusie będą ubierane. Ubranek mało, a teraz jeszcze trzeba podzielić je przez dwa… Zaprzyjaźniona przyszywana ciotka, nie tracąc czasu, wzięła się za szycie…

Ubranek chyba starczyło. W każdym razie po rodzinie nie krążą historie w stylu „jak siostrom bliźniaczkom ubranek zabrakło”. Za to do tej pory i Marek, i Grażyna pozostawiają nutkę niedopowiedzenia przy pytaniu, czy na pewno świeżo po narodzinach nie pomylili Gosi z Anią i Ani z Gosią. Co jeśli ta starsza jest tak naprawdę młodsza i na odwrót?

Teraz to już bez znaczenia. Imiona przylgnęły do dziewczynek jak druga skóra. Mimo raptem dziesięciominutowej różnicy wieku, to Ania jest traktowana jak starsza siostra. Ma świecić przykładem i jest besztana – dla przykładu. Takie tam przywileje najstarszego i najbardziej odpowiedzialnego dziecka w rodzinie;). (Ania chętnie by się ich wyrzekła, gdyby tylko mogła)

Początek c.d.

Pierwsza przeprawa jest zazwyczaj najtrudniejsza. Potem jest już tylko lepiej. Mama Grażyna bierze do siebie obydwie dziewczynki i przytula je. Panuje cisza. Za oknem świeci słońce, ziemia barwi się na przyjście wiosny. Jeszcze delikatnie, ale z uporem. Kiedy dziewczyny wyjdą ze szpitala, wiosna będzie już w pełnym rozkwicie.

Ale to dopiero za dwa tygodnie. Na razie bliźniaczki muszą nabrać sił. Ania otrzymała tylko cztery punkty w skali Apgar, Gosia pięć. Na domiar złego musiały przejść transfuzję krwi. Za dużo tego na jeden dzień życia. Dlatego śpią teraz w bezpiecznym posłaniu z mamy. Grażyna boi się poruszyć, żeby nie przerwać tej cienkiej pajęczyny snu. Nadal nie może wyjść ze zdumienia, że zamiast jednego spodziewanego dziecka, leży właśnie z dwójką tak podobnych do siebie, że gdyby nie bransoletki z imionami na nadgarstkach, nawet ona mogłaby się pomylić… Dobrze że z Markiem wymyślili podwójne imię…

Początek

Ta historia, jak wiele innych, zaczyna się od narodzin. Najpierw na świat przychodzi Ania. Według złośliwych plotek roznoszonych przez nią samą zostaje wypchnięta z ciepłego przytulnego mieszkanka na zwiady przez swoją młodszą siostrę. Gosia cierpliwie czeka w brzuchu na powrót zwiadowczyni. Po dobrych dziesięciu minutach zaczyna się niecierpliwić. Powoli kieruje się do wyjścia przez wąski korytarz. Woła Anię, lecz ta nie odpowiada. Robi się coraz ciaśniej, coraz mniej przyjemnie. Gosia usiłuje zawracać, lecz powrotu nie ma. Jakaś wroga siła wypycha ją z bezpiecznego świata prosto w sidła złożone z białych rąk. Nawet nie chce jej się otworzyć oczu, choć chętnie dowiedziałaby się, o co w tym wszystkim chodzi i gdzie jest jej niesforna siostra. Co jak co, ale Ania mogła ją ostrzec, żeby nie wychodziła. W tym miejscu nie jest przyjemnie. Za dużo przestrzeni, za jasno, za zimno i na dodatek śmierdzi tanią chemią. Fuj.

Opatulają ją w drapiący, ciasny rożek i odkładają do łóżeczka. Zawzięła się: za żadne skarby nie otworzy oczu. Uff, przynajmniej jest trochę cieplej.

Ania w zasadzie też jest zła na siostrę. Jak ona mogła tak ją wypchać! W ciepłym brzuszku było może i ciut przyciasno, ale za to cieplutko i bezpiecznie. Chociaż nie, stanowczo miała dość stópek Gosi wbijających się w jej brzuch lub wpychających się do buzi. Straszna wiercipiętka z tej jej siostry! W tym dziwnym miejscu, w którym się teraz znajduje może i jest zimno, głośno i obco, ale za to można wyciągnąć nóżki i rączki bez ryzyka zostania skopaną przez siostrę.