Prawdę mówiąc nie mam pojęcia, co się działo przez pierwszych kilka lat życia bliźniaczek. Jedynie kilka opowieści i zdjęć. Ania w ślicznych niebieskich śpioszkach na rękach u dumnego taty. Grażyna z włosami splecionymi w dwa warkocze trzymająca na kolanach Gosię. Bliźniaczki leżące obok siebie na brzuszkach, uważnie spoglądające w obiektyw.
Na początku rodzinka mieszka u babci Paulinki, w centrum Białegostoku, przy „rodzinnym” trzecim liceum. Osiem osób na czterdziestu metrach. Ciasno, ale wesoło. Bliźniaczki są bezproblemowymi dziećmi. Bawią się razem w specjalnie przygotowanym dla nich kojcu, mało płaczą i nie wybrzydzają przy jedzeniu. Po prostu wymarzone bobasy.
Zapomniałam wspomnieć, że rodzina nie mieszka w Irysie, lecz w Białymstoku. Niestety to miasto w niczym nie przypomina tamtego uroczego małego miasteczka z alternatywnej historii. Ma co prawda ładny park z dużą ilością starych drzew, ale żadne z nich nie jest tak stare i grube jak dąb – tunel czasoprzestrzenny. Żeby znaleźć takie drzewo, trzeba wyprawić się sto kilometrów za Białystok – do Studzienicznej.